Rembrandt – wielki holenderski… bankrut

Życiorysy artystów często postrzegane są przez pryzmat tego, co i w jakiej kolejności tworzyli. Zapominamy, że wszyscy twórcy, nie ważne jak znamienici, byli takimi samymi ludźmi jak my. Za przykład niech posłuży Rembrandt, który dziś uznawany za jednego z największych malarzy w historii, jednak w swoich czasach, z powodu nieumiejętności w zarządzaniu finansami, pogrążył się w nędzy i zapomnieniu.

Nazywany „malarzem dusz” Rembrandt van Rijn zasłynął swoimi obrazami i grafikami, które najczęściej przedstawiały sceny biblijne, historyczne oraz dokumentowały twarze, zarówno samego malarza, jak i zwykłych ludzi. W XVII wieku był pierwszym artystą, który wykonał tak wiele autoportretów, przy każdym bawiąc się swoim wizerunkiem.

Początek kariery

Rembrandt przyszedł na świat w 1606 roku w Lejdzie w Holandii. Jego ojciec był właścicielem młyna, dzięki czemu chłopak nie musiał martwić się o środki potrzebne do rozwijania swojego rysunkowego talentu. Mając piętnaście lat rozpoczął lekcje malarstwa w rodzinnym mieście pod okiem Jacoba van Swanenburgha. Jednak szybko przeniósł się do Amsterdamu, gdzie jego mentorem został Pieter Lastman, wówczas czołowy malarz historyczny.

Po krótkim, acz owocnym czasie terminowania, wrócił do Lejdy, gdzie otworzył z przyjacielem pracownię malarską. Wkrótce potem van Rijn realizował pierwsze zlecenia, ale nie można było mówić o większym sukcesie. Wtedy też postanowił nawiązać współpracę z Hendrickiem van Uylenburghiem, handlarzem dzieł sztuki. Uylenburgh zachęcił go do przeprowadzki do Amsterdamu, gdzie zapewnił młodemu artyście dach nad głową i miejsce do pracy. Przyjaźń ta opłaciła się im obojgu – Rembrandt zaczął w końcu dostawać dobrze płatne zlecenia i piął się po drabinie popularności, a Hendrick zarabiał na sprzedaży obrazów artysty w swoim sklepie.

Sukces i miłość

Mieszkając i pracując z Uylenburghiem pod jednym dachem van Rijn poznał jego młodą kuzynkę Saskię. Szybko połączyło ich silne uczucie, które nie podobało się rodzinie Saskii. Jako bogaty ród, nie byli zadowolenia z mezaliansu. Publicznie nazywali malarza „łowcą posagów”. I trzeba przyznać, że rzeczywiście ożenek z zamożną kobietą był dla Rembrandta przepustką do lepszego życia. Rodzina nie zdołała poróżnić zakochanych, którzy w 1634 wzięli ślub. Rembrandt namalował wiele portretów i stworzył liczne grafiki obrazujące małżonków razem lub Saskię w pojedynkę. Ich ilość i charakter wyraźnie wskazują na to, że artysta darzył kobietę wielkim uczuciem.

W czasie trwania małżeństwa Rembrandt był u szczytu sławy, realizował najbardziej dochodowe zamówienia, był znany i szanowany za swoje umiejętności. Dzięki pieniądzom żony mogli wyprowadzić się z domu Hendricka i wynająć duży, pięciopiętrowy dom w modnej dzielnicy. Mimo tego, że artysta prowadził w nim pracownię, sklep i lekcje dla swoich uczniów, duża część budynku była pusta. Wielki dom był jedną z pierwszych złych decyzji malarza. Popularność nieco uderzyła mu do głowy – jako handlarz obrazami miał tendencję do kupowania dzieł swoich znajomych artystów po zawyżonej cenie. Mówił, że robi to by wesprzeć ich kariery i podbić wartość ich dzieł. niestety później miał problem ze zbyciem zakupionych obrazów w cenie, za którą je zakupił, nie mówiąc już o czerpaniu z tego zysków. Krążyła również plotka, że posyłał opłaconych ludzi, by robili to samo z jego dziełami, jednak tej informacji nie udało się jednoznacznie potwierdzić.

Oprócz tych wątpliwych mecenackich aspiracji, miał słabość do nabywania nietypowych artefaktów, jak np. dawne ubrania, zbroje, broń i inne osobliwości. Być może malarz rekompensował sobie w ten sposób problemy w życiu rodzinnym. On i Saskia kilkakrotnie starali się o potomstwo, niestety trójka ich dzieci umarła niedługo po porodzie. Dopiero czwarte – syn Tytus – doczekało wieku dorosłego. Te bolesne straty odbiły się silnie na zdrowiu Saskii, która zmarła w 1642 roku. Przed śmiercią spisała testament, w którym cały swój majątek przekazała Tytusowi. Rembrandt miał prawo do zarządzania pieniędzmi do czasu osiągnięcia przez syna pełnoletności, ale tylko pod warunkiem, że ożeni się ponownie.

Wdowiec, ale nie samotnik

Po stracie ukochanej domem i synem artysty zajmowała się gosposia – Geertje Dircx. Kobieta dość szybko została jego nieformalną partnerką, co było kiepsko odbierane w towarzystwie, gdyż widywano ją noszącą biżuterię zmarłej żony malarza. Gdy jej pozycja jako życiowej towarzyszki Rembrandta była już ugruntowana, zatrudnili do pomocy kolejną gosposię – Hendrickje Stoffels. Do niej artysta również miał słabość i szybko nawiązał z nią romans. Gdy Geertje się o tym dowiedziała, oskarżyła Rembrandta przed Izbą Małżeńską o to, że obiecał ją poślubić i nie dotrzymał słowa. Sąd uznał go za winnego tego podłego zachowania i zasądził mu dożywotni obowiązek wypłacania alimentów na jej rzecz. Był to kolejny finansowy cios dla coraz gorzej prosperującego artysty. Prawdopodobnie w odwecie malarz złożył wniosek o uznanie Dircx za chorą psychicznie. Z pomocą Hendrickje i opłaconych świadków udało mu się uzyskać orzeczenie o jej chorobie, a samą Geertje wysłano do ośrodka dla obłąkanych.

Bankructwo

Z młodszą o niemal dwadzieścia lat Hendrickje był związany już do końca życia. Ich związek publicznie potępiano, a dziewczynę uznano za nierządnicę – zabroniono jej nawet przyjmowania komunii i uczestnictwa we mszy. W 1654 roku Stoffels urodziła córkę Cornelię. Ich sytuacja finansowa pogorszyła się na tyle, że Rembrandt był zmuszony ogłosić bankructwo, a jego dom i wszystkie zgromadzone przez niego antyki i dziwne artefakty zostały zlicytowane. Długi były tak duże, że zmuszony był do sprzedania nawet nagrobka zmarłej żony. Rembrandt wraz z Hendrickje, Cornelią i Titusem zamieszkali w małym domu, który stał się siedzibą ich rodzinnej spółki, w której artysta był tylko pracownikiem. Choć nadal był uznanym twórcą, nie realizował już intratnych zleceń, miał coraz mniej chęci i zapału, był zmęczony. W ostatnich latach życia Rembrandt namalował wiele autoportretów, głównie ze względu na samotność i brak środków na wynajęcie modela. Epidemia dżumy odebrała mu kolejno konkubinę (1663) i syna (1668). Artysta zmarł w 1669 roku w samotności i biedzie. Z powodu braku pieniędzy pochowano go jak żebraka – w nieoznakowanym grobie na peryferiach cmentarza.

Dziś trudno znaleźć osobę, która by o nim nie słyszała. Niemal każdy jest w stanie wymienić tytuł choć jednego obrazu, który namalował. Jego dzieła zdobią najważniejsze muzea na świecie. Wszystko to brzmi niezwykle wzniośle i królewsko. Ciężko przy tym uwierzyć, że schyłek życia spędzał samotnie tracąc wszystko co kochał – rodzinę, pieniądze i sławę.

Ida Sielska

Fot. Syndycy cechu sukienników (1662), Rembrandt, Domena Publiczna